Chyba każdy człowiek potrzebuje czasem zregenerować siły i totalnie zapomnieć o wszystkim. Ja strasznie czekałam na to, żeby pójść na ognisko, najeść się kiełbasy i pieczonych ziemniaków:) Nawet przygotowałam sobie dużo wcześniej "zestaw ogniskowy", hehe. Do jakiejś torby, którą dostałam na konferencji kupiłam jednorazowe kubeczki, widelce, talerzyki, widełki do ogniska itd. Żeby być zawsze gotową na taką wyprawę :)
W końcu w minioną sobotę udało się to spełnić. Rano jechałam pociągiem do przyjaciółki zrobić jej fryzurę i makijaż na wesele (może odkrywam w sobie jakieś nowe talenty?:)). Dużo wygłupów i plotek, a kolejna część dnia spędzona na przemieszczaniu się po mieście, aż w końcu dotarcie do lasu i ognisko:) Totalny relaks, śmiechy, jedzenie, a do tego... krwiożercze komary. Ale uważam, że nawet te burchle po ugryzieniach tych małych potworków były warte każdej minuty spędzonej na dworze z moimi wariatami :)
Czasem naprawdę dobrze jest sobie uświadomić, że ma się takich bliskich, z którymi można wszystko i wszędzie.
To uczucie takiego przyjemnego swędzenia w sercu ... ;)
pics by me i pierwsze Ania :)
ja chcę więcej :*
OdpowiedzUsuńCiekawe zdjęcia, pewnie było miło :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńsuper :)
OdpowiedzUsuńOj, a ja tak dawno nie byłam na ognisku ;(
OdpowiedzUsuńDZIĘKI:) ZJADŁA BYM GRILLA :)
OdpowiedzUsuńAh, ognisko! Mnie osobiście nieco przejadły się grile, ale na ognisko z chęcią bym się wybrała ;)
OdpowiedzUsuń